Przebudzenie w mroku [Ćma]

Gdy zastanawiamy się nad filozoficznymi kompetencjami, zwykle kojarzymy je z dociekliwością i umiejętnością ścisłego myślenia. Warto jednak zwrócić uwagę, że sprowadzają się one przede wszystkim do jednego: określonej wrażliwości. W jaki sposób wiąże się ona z samotnością bezsennych nocy?

Myśli istnieją tylko nocą. W niej mają tajemniczą precyzję i niepokojącą lakoniczność; nocne myśli są myślami bez odwołania.

Emil Cioran

Nocna audycja

Zadymione studio radiowe około północy. Elegancko ubrany mężczyzna wita się z technikiem i zajmuje miejsce za mikrofonem. Po chwili zapala się lampka nad drzwiami, sygnalizując rozpoczęcie audycji Radiotelefon.

Jest to eksperymentalny program przeznaczony dla cierpiących na bezsenność słuchaczy, którzy mogą dzwonić do prowadzącego, opowiadając mu o swoich doświadczeniach, przemyśleniach i problemach. Jan – główny bohater filmu Ćma (1980) Tomasza Zygadło – odpala papierosa, poprawia słuchawki i ponownie rozpoczyna swoją nocną przygodę.

Tak, to ja. Znowu do was przybywam. Jak każdej nocy. Wiem, że nie możecie zasnąć. I właśnie dla was jest ten program. Nie rozstaniemy się aż do świtu.

Nie wiem, czy przez tę noc uda nam się cokolwiek załatwić, ale przynajmniej porozmawiamy. Niewiele mogę wam pomóc, poradzić. Niewiele mogę poradzić na waszą bezsenność. Ale myślę, że jestem dobrym słuchaczem. Dzwońcie. 777 44.

Jan do słuchaczy

Mijają kolejne godziny. Cisza sali nagraniowej, która sprawia wrażenie oderwanej od reszty świata, raz po raz zostaje przeszyta brzękiem dzwoniącego telefonu.

Pewnemu mężczyźnie właśnie urodziło się dziecko. Inny opowiada Janowi o tym, że samotność nie zawsze musi być zła. Nieznajoma kobieta wyznaje mu natomiast miłość. Cierpliwie słuchając opowieści swoich rozmówców, troskliwie przyglądając się ich rozterkom i kłębiącym się w nich uczuciom, radiowiec stara się być dobrym powiernikiem, nie udzielając nachalnych rad, lecz przede wszystkim okazując zainteresowanie i swoje wsparcie.

– Niech mi pan obieca, że mi pan pomoże.

– Tego nie mogę zrobić. To byłoby nadużycie zaufania.

– Tak, ja wiem. Ale niech mi pan obieca.

– Dobrze, obiecuję. Jak pani ma na imię?

– Anna.

– To słucham, pani Aniu.

– Bo widzi pan, wszystko stało się obojętne, beznadziejne. W Warszawie skończyłam tylko technikum gastronomiczne i teraz zaczęłam pracować w takiej restauracji.

– No i?

– Tu jest okropnie.

– No, niech pani mówi.

– Bo to nie jest w ogóle praca, to nie jest życie. Wszystko jedno, tu czy tam.

– A gdzie by chciała pani pracować? Znaczy jak pracować?

– Chciałabym chcieć. Chciałabym rano mieć coś prawdziwego do zrobienia.

– Pani Aniu, a ma pani bliskich, rodzinę?

– Tak, mam. Ale co z tego, skoro ja nie jestem nikomu potrzebna?

– A przyjaciół? Rówieśników?

– Też mam, ale to nie pomaga. Przeciwnie, to pogarsza wszystko. Kiedy się to wszystko skończy? Ja po prostu teraz zrozumiałam, poczułam, że jest tylu ludzi na świecie, że ja właściwie nie jestem potrzebna.

Rozmowa Jana ze słuchaczką

Audycja powoli dobiega końca. Po wschodzie słońca wszyscy zbierają się już do domów. Zmęczony Jan wciąż siedzi jednak głęboko opuszczony w swoim fotelu, trawiąc usłyszane rzeczy. W końcu zbiera się w sobie, bierze głęboki wdech i wychodzi na dwór.

Przebudzenie w mroku

Budzę się o 3 w nocy, pogrążony nie tylko w ciemności, ale również niezgłębionej samotności. Świat zewnętrzny w pewnym sensie nie istnieje – istnieję wyłącznie ja i moje lęki. Zaczynam myśleć o śmierci. Do głęboko ukrytego jądra mojego ja zaczyna docierać, że moi bliscy po kolei będą umierać. Oczyma wyobraźni widzę swój rodzinny dom. Zardzewiała furtka na podwórko, ściany porośnięte mchem, wybitne okna – migocąc z nieokreślonej przyszłości, tkwi on w nostalgicznym zapomnieniu. W końcu umrę również ja – absurd.

Częściowo wybudziwszy się ze snu, staję na progu metafizycznej przepaści, mimowolnie zaglądając w dół i próbując opanować zawroty głowy. Chociaż czuję, że niedługo ponownie zasnę, przez ten kwadrans zdaję sobie sprawę, że codzienny, swojski świat pozostaje wypełniony nieistotną zabawą. Tak naprawdę nie mam bowiem pojęcia, czym właściwie jest życie, nie traktuję go z należytą powagą, nawet nie ocierając się o realną egzystencjalistyczną problematykę. Choć to ulotne poczucie jest tak uciążliwe, wszyscy doskonale je znamy.

Wykorzenienie z dnia

W przeciwieństwie do większości ludzi, Jan już od ponad pół roku pracuje w nocy, a śpi za dnia. Chociaż ma on żonę i syna, po wyjściu ze studio dzwoni do kochanki. Wkrótce zjawia się w jej drzwiach, zamienia z nią parę słów i kładzie się do łóżka.

Po opuszczeniu mieszkania Magdy bohater odwiedza żonę. Uporczywie zabiegając o jego uwagę, kobieta wydaje się głęboko nieszczęśliwa, w ukryciu płacząc i tłumiąc w sobie smutek alkoholem. Nie odwzajemniając jej miłości, Jan podskórnie jednak wyczuwa, że Justyna balansuje na granicy załamania nerwowego, zaś odpowiedzialność za jej aktualny stan spoczywa na nim. W gęstej atmosferze zjadłszy obiad z rodziną, mężczyzna wychodzi do baru, siada nad szklanką mleka i zaczyna przyglądając się otaczającym go ludziom.

Po omacku szukając dla siebie odpowiedniego miejsca, pozostaje on rozbitkiem w świecie dnia, czując się z niego coraz mocniej wykorzenionym.

Logika nocy

Gdy zastanawiamy się nad filozoficznymi kompetencjami, zwykle kojarzymy je z umiejętnością ścisłego myślenia, dociekliwością oraz prężnie działającą wyobraźnią. Warto jednak zwrócić uwagę, że w punkcie wyjścia sprowadzają się one przede wszystkim do jednego: określonej wrażliwości i specyficznego spojrzenia na rzeczywistość. Jest to typ wrażliwości, który znamy właśnie z bezsennych nocy. Choć zazwyczaj uporczywie jej unikamy, korzystając z wielu sposobów na tłumienie w sobie metafizycznych lęków, posiada ona ogromną wartość, pozwalając nam odzyskać egzystencjalną przytomność, mocno stanąć na nogach i poczuć prawdziwy ciężar istnienia.

Z tego punktu widzenia zadanie filozofii polega na tym, aby podtrzymywać logikę nocy również w blasku dnia, w pewien sposób rozbudzając związane z nią doświadczenia, utrwalając je i przechowując do rana. Jeśli jesteśmy na to gotowi, mierząc się ze swoim strachem na otwartym polu, szybko odkrywamy, że w zasadzie nie jesteśmy sami – objawia się tu przejmująca poetyka istniejącej ponad podziałami ludzkiej doli, która pozwala nam prowadzić ze sobą szczere, ważne rozmowy i sięgać po książki najodważniejszych i najbardziej przenikliwych ludzi w dziejach, którzy nie są oderwanymi od codzienności autorytetami, lecz naszymi bliskimi towarzyszami.

Utrata pionu

Choć problemy w życiu Jana się nawarstwiają, nadal prowadzi on Radiotelefon, każdej nocy zanurzając się w lękach i zmartwieniach swoich słuchaczy. Tocząc szczere rozmowy z nieznajomymi, którzy traktują go jak przyjaciela, stopniowo ugina się on pod ciężarem odpowiedzialności, traci poczucie równowagi, a centralna oś jego tożsamości przesuwa się ku światu nocy. Ściany wypełnionego dymem studio radiowego zdają się do siebie przysuwać, dusząc go w nieznośnym ścisku.

Rozstrojony jak zepsuty instrument mężczyzna wyciera chusteczką pot z czoła i odbiera kolejny telefon.

– Czy pan wierzy w omamy?

– W jakim sensie?

– No w takim, że się wie, że coś jest nieprawdziwe, a jednak ulega się im.

– To chyba jest tak, jak z latającymi talerzami. Bardzo ciekawe, tajemnicze i bardzo trudne do udowodnienia. Może wszystko jest projekcją naszych marzeń albo lęków. Nie wiem.

– Mówi pan projekcja. To ja panu powiem. Ja mam taką projekcję: ludzie kłamią, nawet kiedy nic nie mówią. Bywa że facet w autobusie patrzy w okno i uśmiecha się. A ja wiem, że w tym uśmiechu jest jad. Że on się cieszy, bo kogoś wykończył. Pan powie: głupstwa, zwykłe przewidzenia, każdy ma takie. Ja też tak myślałam na początku. Ale to się stało codzienne, chroniczne. Jak ból głowy. W pracy ledwie mogę wytrzymać. Robię swoje i do nory. Mają mnie tam za idiotkę. Na telewizję nawet nie patrzę. Wiem, że to wszystko jest naiwne. Ale jest piekło. Piekło. Zaczęłam zaglądać do książek. Podobno to prowadzi do schizofrenii. Ale to chyba nie jest to, skoro ja o tym wiem? Jak pan myśli? […] Uważa pan, że ze mną wszystko jest w porządku?

– Chyba tak. Z panią tak. Bywają omamy jeszcze gorsze […].

– Bardzo mi pan pomógł, dziękuję. […] Wie pan, chciałam iść do lekarza, ale jak się raz pójdzie, można się przyzwyczaić. Zresztą oni też kłamią.

– A skąd pani wie, na marginesie, że ja nie kłamię? Dlaczego ma pani do mnie zaufanie?

– Po co pan miałby kłamać? Niech się pan zastanowi, po co? Zresztą ja widzę, bo ja wszystko widzę, że pan też sobie nie daje rady. I to mnie ośmieliło.

Rozmowa Jana z inną słuchaczką

Choć Radiotelefon cieszy się dużym zainteresowaniem, przełożeni Jana coraz lepiej rozumieją, że coś jest nie tak. Zdając sobie sprawę, że mężczyzna traci nad sobą kontrolę, dają mu kilka służbowych ostrzeżeń.

Choć bohater ma świadomość tego, że pogrąża się w psychozie, nie potrafi zrezygnować z pracy. Podczas wizyty wyjaśniając psychologowi, że audycja jest dla niego jak narkotyk, nie zamierza on zmieniać swojego podejścia, szukając odrobiny wytchnienia w rozmowach z kolegą.

– Co jest?

– Nic. Po prostu chciałem pogadać z kimś silnym. Może mi się uda wpaść w rezonans.

– Stary, ja gołym okiem widzę, że z tobą jest niedobrze. Słuchaj, co się tam dzieje w tym radiotelefonie? Ja rozumiem, że eksperymentalna audycja, ale każdy eksperyment ma swoje granice. To nie jest tylko moja opinia. A ty co? Ty chcesz zastąpić NIK? Księdza? Milicję? Pielęgniarkę? I bóg wie co jeszcze.

– Śmietniczkę.

– Jaką śmietniczkę? To miała być pogodna audycja. Muzyka, kontakt ze słuchaczami. Trochę zadumy.

Rozmowa Jana z przyjacielem

Wciąż nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca, Jan przestaje odwiedzać Justynę i Magdę, zatrzymując się w mieszkaniu znajomego.

Gdy pewnego dnia natyka się on na byłą żonę, która prowadzi w radio audycję dzienną, pomiędzy nimi rysuje się jaskrawy kontrast. Podczas gdy kobieta właśnie wraca z porannego joggingu, bierze prysznic i z entuzjazmem szykuje się do pracy, bohater snuje się korytarzami niczym cień, odpala jednego papierosa po drugim i gubi się w zakątkach labiryntu swojego wnętrza.

Przespawszy kolejny dzień w nieświeżej pościeli, a następnie wlawszy w siebie kilka filiżanek kawy, mężczyzna po raz ostatni siada za mikrofonem i wchodzi na antenę. Walcząc ze sprzecznymi myślami i rozmawiając już bardziej ze sobą samym niż ze słuchaczami, jeszcze nie ma on pojęcia, że tym razem audycja skończy się wcześniej.

Dobry wieczór i dzień dobry. Tu znowu zespół audycji Radiotelefon. Jak minął państwu dzień? Bo mnie, muszę przyznać, okropnie. Dręczyły mnie jakieś sny koszmarne.

Jest takie powiedzenie, że poranek jest mądrzejszy od nocy. Ale coraz częściej mi się wydaje, że to jest nieprawda.

[…] Mówi pan, że ten program pana przeraża. Że nie należy zaglądać pod spód. Słusznie. Są granice. Nie należy ich przekraczać. Można zobaczyć diabła.

Atos, muszkieter, zginął, bo zapalił lont bomby. Uciekając, zaczął się zastanawiać, jak to się dzieje, że stawia lewą nogę, potem prawą, a w tym samym czasie podnosi już lewą. To znaczy, jak to się dzieje, że się dzieje. Przystanął, zaczął się zastanawiać, a bomba wybuchła.

Tak. Więc należy być miłym. Należy wcześniej kłaść się spać. I śnić o uśmiechniętej gębie poranka.

Jan do słuchaczy

Upadek w otchłań

Choć logika nocy jest egzystencjalnie ważna, pozostaje również niebezpieczna. Podobnie jest z autentyczną, bezkompromisową filozofią.

Choć mrok godziny 3 paradoksalnie wyostrza nasze spojrzenie, jednocześnie niepostrzeżenie wciąga. Nawet jeżeli obudujemy je szczerymi rozmowami, balansowanie na krawędzi metafizycznej otchłani i wyruszanie na poszukiwanie swojej wewnętrznej prawdy nie musi skończyć się odkryciem kojącej mądrości, lecz szaleństwem, społecznym wykluczeniem, osobistą alienacją, zwątpieniem lub samobójstwem.

Szczególnie ważne jest to, że z perspektywy filozofii nie jest to aberracja, lecz dopuszczalne przystanki końcowe intelektualno-moralnej drogi, traktowania tajemnicy istnienia z należytą powagą. Choć czerpanie z doświadczenia bezsennych nocy posiada ogromną wagę, odciąga nas ono bowiem od spokojnej codzienności, zaburzając nasze tożsamościowe wyczucie pionu.

W rezultacie ci, którzy pragną zanurzyć się w mroku, zawsze podejmują duże ryzyko, nie mając pewności, czy w przyszłości będą w stanie powrócić do świata dnia.


Emil Cioran (1911-1995)

Rumuński filozof, przedstawiciel nihilizmu i pesymizmu, mistyk bez Boga. Doświadczając wieloletniej bezsenności jako egzystencjalnej udręki, prowadził rozważania na temat nicości, absurdalności i bezsensowności ludzkiego istnienia. Po młodości spędzonej w Rumunii, znalazł swoje miejsce we Francji, zyskując sławę i stając się jednym z największych mistrzów kwiecistej, psychologicznie przenikliwej francuskiej eseistyki.

Źródła:
1. Emil Cioran, Księga złudzeń, str. 176.
2. Film.org.pl [kadr z filmu].

Jestem doktorem filozofii, pisarzem, copywriterem i pasjonatem kina. Omawiam filozoficzne zagadnienia na filmowych przykładach.

Leave a reply:

Your email address will not be published.

Site Footer

Sliding Sidebar

Media społecznościowe

Bądź na bieżąco