Spotkanie nieznajomych [Między słowami]

Kiedy porozumiewamy się z bliskimi, nasze myśli i wypowiedzi pozostają osadzone w głębokich koleinach. Właśnie to sprawia, że najgorzej rozumieją nas ci, którzy już od lat stoją u naszego boku. Czy możliwe jest, aby dwójka przypadkowych osób nawiązała autentyczny, pogłębiony dialog? Z czego może to wynikać?

Para nieznajomych

Bob jest aktorem w średnim wieku, który zjawia się w Tokio, aby nagrać reklamę Whisky. Odpoczywając od dzieci i żony, bohater filmu Między słowami (2003) Sofii Coppoli zatrzymuje się w drogim hotelu, gdzie samotnie spędza czas w wypełnionym szumem telewizora pokoju. Mając wyrzuty sumienia, że od dawna nie występuje w poważnych produkcjach, chętnie koi samotność w barze, godzinami siedząc nad szklanką.

Charlotte to młoda dziewczyna, która przyjechała do miasta z mężem. Podczas gdy on jest zajęty realizacją fotograficznych zleceń, bohaterka przesiaduje na parapecie apartamentu, słucha audiobooków i kończy dziergać nowy szalik. Niedawno skończywszy studia, dziewczyna nie ma pomysłu na swoją przyszłość, tkwiąc w stanie życiowego nieokreślenia.

Bob i Charlotte po raz pierwszy widzą się w windzie. Chociaż dziewczyna obdarza aktora uśmiechem, zerkający na siebie bohaterowie nie zamieniają słowa. Następuje to dopiero nieco później w hotelowym barze.

Gdy mająca problemy z zaśnięciem dziewczyna wymyka się nocą z pokoju, udając się do restauracji, mężczyzna już tam czeka. Usiadłszy obok niego, Charlotte inicjuje rozmowę, która od początku jest swobodna i przyjemna. Choć niedługo bohaterowie wracają do swoich pokoi, powstaje między nimi nić porozumienia.

Ogród na szczycie wulkanu książka
Kup moją książkę na temat sceptycznej koncepcji szczęścia – dowiedz się więcej

Schematyczne porozumienie

Chociaż zwykle przyjmujemy, że najlepiej rozumieją nas nasi bliscy, wbrew pozorom często dzieje się inaczej.

Spotkać, znaczy coś więcej i coś innego, niż zobaczyć, usłyszeć, podać rękę.

Co znaczy spotkać? Spotkać to osiągnąć bezpośrednią naoczność tragiczności przenikającej wszystkie sposoby bycia Drugiego.

[…] Nie wiemy, co właściwie grozi Drugiemu. […] Drugi zdaje się mówić samą swoją obecnością: »jeśli chcesz, możesz…«. Co mogę? Nie wiem. Co mam chcieć? Tego też nie wiem.

Józef Tischner

Proces rozumienia zawsze występuje w jakimś kontekście. To powoduje, że sposoby komunikacji mogą ulegać rutynizacji, podlegając władzy utartych schematów. Kiedy rozmawiamy z rodzicami, przyjacielem lub partnerem, nasze myśli, wypowiedzi i reakcje poruszają się w głębokich koleinach. To powoduje, że w takich rozmowach niejednokrotnie brakuje autentyczności, a poczucie wzajemnego porozumienia staje się ograniczone.

W rezultacie czasem okazuje się, że najgorzej rozumieją nas ci, którzy pozostają blisko. Jest to hermeneutyczny paradoks, który potrafi niepostrzeżenie pogłębiać naszą izolację.

Rozmowa w łóżku

Choć wydaje się, że Boba i Charlotte dzieli w zasadzie wszystko, bohaterowie pogrążają się we wzajemnej fascynacji. Kiedy mąż dziewczyny wyjeżdża w kilkudniową podróż, proponuje ona aktorowi wspólny wypad do miasta. Chociaż w klubie towarzyszy im znajomi, wkrótce roześmiani bohaterowie sami wybiegają na ulicę. Pijąc alkohol i paląc trawkę, przenoszą się do pobliskiego baru, rozmawiając z miejscowymi Japończykami. Uniesieni atmosferą zabawy, zaraz potem udają się na karaoke, wygłupiając się i śpiewając. Gdy po wyjściu z kabiny siadają obok siebie na korytarzu, zmęczona Charlotte instynktownie opiera głowę na ramieniu Boba.

Kolejne dni mijają im w podobny sposób. Wspólnie spędzając czas, bohaterowie coraz lepiej poznają miasto i samych siebie. Dobrze się ze sobą czując, pozostają naturalni, chętnie żartując i ciesząc się chwilą. Gdy samotna Charlotte nudzi się w pokoju, Bob po raz pierwszy zaprasza ją do siebie. Oglądając telewizję i pijąc wino, bohaterowie wkrótce kładą się na łóżku i – nie dotykając się – szczerze rozmawiają.

– Utknęłam. Bywa łatwiej?

– Nie. Tak. Zdarza się.

– Tobie uwierzę.

– Dzięki. Im lepiej znasz siebie i wiesz czego chcesz, tym mniej życie może cię dotknąć.

– Nie wiem, kim mam być. Chciałam być pisarką. Ale nie cierpię tego, co piszę. Chciałam robić zdjęcia, ale są do niczego. Wszystkie dziewczyny przez to przechodzą. Jak przez konie. Robiłam zdjęcia swoich stóp.

– Odnajdziesz siebie. Jestem o to spokojny. Trzymaj się pisania.

Jestem taka przeciętna.

– W porządku.

– A małżeństwo? Ułatwia?

– Trudno powiedzieć. Mieliśmy sporo zabawy. Lidia jeździła ze mną na plan. Śmialiśmy się ze wszystkiego. Teraz chce być z dziećmi. Nie jestem tam potrzebny. Dzieciaki tęsknią, ale jest im dobrze. Wszystko się dosyć komplikuje, gdy są dzieci.

– Straszne.

– Największe przerażenie cię ogarnia, gdy rodzi się pierwsze dziecko.

– Nikt ci tego nie powie.

– Życie, które znałaś, odchodzi bezpowrotnie. Ale uczą się chodzić, mówić, i chcesz być z nimi. Okazuje się, że to najbardziej urocze istoty, jakie w życiu spotkałaś.

– To miłe.

– Gdzie się wychowałaś?

– W Nowym Jorku. Po ślubie zamieszkałam w Los Angeles. Ale tam jest całkiem inaczej.

– Wiem.

– John mówi, że zadzieram nosa.

– Nie jest najgorzej.

Rozmowa Charlotte z Bobem

Mijają kolejne dni, a pobyt Boba w Tokio powoli dobiega końca. Po raz ostatni spotkawszy się z restauracji, smutni bohaterowie trzymają się za ręce i patrzą sobie w oczy (– Nie chcę wyjeżdżać. – To nie jedz. Zostań ze mną. Założymy kapelę jazzową).

Pożegnawszy się z dziewczyną w hallu hotelu, następnego dnia Bob wsiada do taksówki i rusza na lotnisko. Gdy samochód zatrzymuje się na światłach, mężczyzna ponownie dostrzega jednak Charlotte w tłumie Japończyków. Szybko do niej podbiegając, całuje ją i szepcze jej coś do ucha. Gdy wzruszona bohaterka zaczyna płakać, uśmiechnięty aktor wraca do taksówki.

Zapisz się na newsletter, aby nie przegapić najciekawszych artykułów z bloga i otrzymać dodatkowe zestawienia tekstów.

Autentyczne spotkanie

Kiedy przyglądamy się wydarzeniom ukazanym w Między słowami, możemy odnieść wrażenie, że odnoszą się one do czegoś niezwykłego. Chociaż tak poniekąd jest, erupcja autentyczności w spotkaniu przypadkowych, pochodzących z odrębnych światów osób nie jest niczym wyjątkowym. Z tego punktu widzenia magiczne doświadczenia Boba i Charlotte okazują się czymś egzemplarycznym.

Od spotkania rozpoczyna się jakiś dramat. Dramat ten ma swój czas, swoje miejsce, ma też swoich pierwszo- i drugorzędnych bohaterów.

[…] Każdemu spotkaniu grozi rozstanie, w każdym rozstaniu żyje tłumiona pamięć spotkania. Niemożność radykalnego odcięcia jednego od drugiego jest jednym ze źródeł tragedii, jaka przenika obcowanie ludzkie.

Józef Tischner

Jako coś rodzącego się w swoistym kontekście, proces rozumienia zawsze pozostaje również sytuacyjny. Kiedy para rozmówców jest sobie obca, rozgrywa się on w wolnej przestrzeni, bez zewnętrznych ograniczeń. Wyrywając rozmówców z komunikacyjnego marazmu, nie pozwalając im na korzystanie ze sprawdzonych hermeneutycznych schematów, asekurowanie się i przybieranie póz, dopuszcza on do głosu ich autentyczność, która umożliwia intymne spotkanie.

Spotkanie, które warunkuje satysfakcjonujące porozumienie, przeobrażając jakość całego życia.


Józef Tischner (1931-2000)

Polski ksiądz katolicki i filozof, kapelan Związku Podhalan, który wspierał rozwój kultury góralskiej. Twórca filozofii dramatu, który był przekonany, że najważniejszą rolę odgrywają w życiu relacje z innymi ludźmi, a prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem stanowi miejsce, w którym rodzą się wartości. Zainteresowany fenomenologią i egzystencjalizmem, twierdził, że Chrześcijaństwo powinno być wyłącznie etyką, rezygnując z wypowiadania się na temat natury rzeczywistości.

Źródła:
1. Józef Tischner, Myślenie według wartości, Wydawnictwo Znak, Kraków 1982, s. 487.
2. Ew.com [kadr z filmu]..

Jestem doktorem filozofii, pisarzem, copywriterem i pasjonatem kina. Omawiam filozoficzne zagadnienia na filmowych przykładach.

4 comments On Spotkanie nieznajomych [Między słowami]

  • Barierą najtrudniej usuwalną, bo i najskuteczniej odgradzającą nas od komunikacyjnej autentyczności, jest oczekiwanie. Jeśli uczciwie, a przeto z wnikliwością przypatrzymy się schematowi nawiązywania kontaktów, dostrzeżemy, że jeśli od spotkania oddziela nas czas dłuższy niż ten przeznaczony na wymienienie spojrzeń czy uścisków dłoni, pogrążamy się (częstokroć bezwiednie) w planowaniu okoliczności widzenia. Zastanawiamy się, co i jak powiemy, snując scenariusze tak najoczywistsze, jak najwymyślniejsze, a tę skrupulatność znamionuje cel, jaki chcemy osiągnąć w rezultacie interakcji. Zaskoczenie natomiast, warunkowane przypadkowością, obnaża intencjonalność – maskującą obawy. I choć wydawać się może, że wówczas do głosu dochodzi ambiwalencja, i że to właśnie ona stanowi warunek zaistnienia zbliżenia, intymność wymaga zniwelowania dystansu oddzielającego na ogół skrajne względem siebie postawy. Musimy się wpierw spotkać z samymi sobą, a okazją do tego jest zrzucenie “maski”, by ujrzeć swoje odbicie w tym, który wychodzi nam naprzeciw, w naszym obliczu również widząc swoją prawdziwą fizys.

    • Dzięki za komentarz, to ciekawa uwaga. Jeśli dobrze Cię rozumiem, oczekiwanie usztywnia komunikację. pozbawia ją autentyczności. To brzmi całkiem przekonująco, zresztą pasuje do przykładu bohaterów ‘Lost in Translation’. Nie jestem jednak przekonany co do tego zrzucania maski. Czy to kiedykolwiek możliwe? Od dawna interesowało mnie to, że istnieje nawet coś takiego, jak maska autentyczności/spontaniczności. Niejednokrotnie zdarza się, że ludzie, którzy starają się być bardzo autentyczni, spontaniczni, niepodporządkowani zewnętrznym oczekiwaniom, są bardzo sztuczni – ich poza jest wystudiowana. To jak zamienianie jednego manieryzmu na drugi.

  • Fascynujący temat do rozważań.
    Jeśli zrzucenie maski rozumiemy jako podjęcie wysiłku ukierunkowanego na osiągnięcie konkretnego celu (takiego jak bycie autentycznym, niekonwencjonalnym, spontanicznym), to rzeczywiście zostajemy przy zakładaniu kolejnych masek.
    A gdyby tak spróbować spojrzeć z innej strony?

    Żeby jednostka mogła pomyśleć o zdjęciu maski, musi najpierw zauważyć, że ją nosi. Po rozpoznaniu dochodzi do oceny (jakie emocje wzbudza we mnie ta konstatacja? co teraz?), a później do podjęcia decyzji o jej zdjęciu (jeśli jednostka zapragnie porzucić pozę/wzorzec zachowania).
    Jak wyglądałby kolejny krok?

    Wyobrażam sobie następujące możliwości:
    1. zmiana zachowania (czyli zmiana maski)
    2. coś innego.

    Może czymś innym byłoby reagowanie na bodźce bez wcześniejszego planowania? Brak silenia się na autentyczność, bunt, spontaniczność, cokolwiek innego? Trochę jak porzucenie oczekiwania i planowania przed spotkaniem, o czym napisał Michał.

    Prawdopodobnie druga możliwość w radykalnej odmianie zbliża się do bierności lub do odcięcia się od monologu wewnętrznego. Albo jest szansa, że prowadzi do uzyskania autentyczności przez pozwolenie sobie na doświadczanie obaw i zagrożenia związanego z niepewnością – wszystkich tych nieprzyjemnych wrażeń, które towarzyszą prawdziwej intymności i szczerości.

    • Dziękuję za komentarz, przepraszam za późną odpowiedź. Jeśli chodzi o tę opcję nr 2, to jestem sceptyczny. Być może wynika to z jakichś moich subiektywnych przekonań, zainteresowań. Wydaje mi się, że człowiek pozostaje trwale uwikłany w różne formy udawania – w tym przed sobą samym. Zastanów się: czy takie pragnienie porzucenia planowania nie wiązałoby się z pewną formą planowania? Czy to nie jest dojrzewanie do spontaniczności jako – ponownie – jakieś pozy? To jest coś takiego, co szczególnie uderza mnie we współczesnych mediach, w telewizji: istnieje “wtórnej spontaniczności” jako postawy, która jest atrakcyjna, która się sprzedaje. Przede wszystkim mamy podświadomość i nieświadomość. Nawet jeżeli pragniemy porzucić oczekiwania na świadomym poziomie, tam wciąż wiele się dzieje. Co więcej, zawsze pozostajemy przesiąknięci jakimiś oczekiwaniami otoczenia, społeczeństwa. Być może mój pogląd na rzeczywistość jest przesadnie fatalistyczny, przygnębiający. Ale wyobrażam to sobie mniej więcej tak, że ludzkie dążenie do spontaniczności i autentyczności to jest jakaś wieczna szamotanina, to są poronione próby. Jeżeli taka prawda w “odpuszczeniu sobie” dochodzi do głosu, najprawdopodobniej ma to miejsce tylko w pewnych chwilach, ulotnych momentach, które sami lekceważymy, których zwykle nawet nie dostrzegamy.

Leave a reply:

Your email address will not be published.

Site Footer

Sliding Sidebar