Nie ulega wątpliwości, że idea śmierci wiecznie wyślizguje nam się z rąk. Co istotne, w znacznej mierze nie pojmujemy nawet naszego niezrozumienia śmierci. Zastępując je protezą rozumienia, myślimy o niej jak o zwykłej przeprowadzce. Czy w zabobonnych wierzeniach mieszkańców mazurskiej wsi skrywa się jakaś prawda?
Metafizyka śmierci
Żyjąc z dnia na dzień, rzadko poświęcamy uwagę poważnym, egzystencjalnym problemom. Dzieląc czas na pracę, spotkania z przyjaciółmi i rozrywkę, pozostajemy mocno zakorzenieni w bezpiecznym, swojskim świecie codzienności. Czasami zdarza się jednak, że natrafiamy na przeszkodzę nie do przejścia: chorobę, nieszczęście, wypadek, kryzys tożsamościowy lub depresję. Są to rzeczy, które potrafią skutecznie odciągnąć naszą uwagę od prozy życia, zmuszając nas do konfrontacji z filozoficzną zagadką istnienia.
Czymś, co bezpośrednio stawia nam ją przed oczami, uniemożliwiając uchylenie się od odpowiedzi, jest przede wszystkim kwestia śmierci. To dlatego Joseph Ratzinger twierdzi, że śmierć stanowi bramę, przez którą do naszego świata wkracza metafizyka. Czy chrześcijański duchowny ma jednak rację?
Odfilozoficznienie śmierci
Film dokumentalny A czego tu się bać? (2006) Małgorzaty Szumowskiej ukazuje mieszkańców mazurskiej wsi, którzy wypowiadają się na temat śmierci. Są to w większości starsi, prości ludzie, których przekonania sprowadzają do mocno zniekształconych, katolickich wierzeń, swobodnie mieszających się z miejscowymi zabobonami.
Bohaterowie filmu Szumowskiej opowiadają o tym, że należy włożyć umierającemu gromnicę do rąk i gorliwie się przy nim modlić. Ostrzegają, aby w chwili jego śmierci pozakrywać w domu wszystkie lustra i zatrzymać zegary. Trzeba również pamiętać, aby zamknąć zmarłemu oczy. Jeśli się tego nie zrobi, tego, na kogo padnie jego spojrzenie, wkrótce spotka identyczny los. Jak z przejęciem opowiada jedna z występujących w dokumencie mieszkanek wsi, powołując się na osobiste doświadczenia:
Kiedyś tak mówiono, że jak w gospodarstwie hodowano dużo kur, i jak kura zapieje – bo to tylko koguty pieją – jak kura zapieje, to w tym domu będzie wkrótce pogrzeb. No i ja tam doświadczyłam to na sobie. To było jesienią w listopadzie. I zauważyłam, że kura pieje. Ah, mój boże. To co trzeba? Trzeba jej łeb uciąć i może się to nie wydarzy, to nieszczęście. Ja tego nie mogłam zrobić, mąż to zrobił i tej kury już nie było. To było w listopadzie, a w styczniu umarła moja córka, która miała 10 lat. No i ja nie wiem jak to nie wierzyć jak ja na sobie to doświadczyłam?
Bohaterka filmu A czego tu się bać?
Rozmówcy reżyserki zastanawiają się nad tym, jakie ubrania powinni przyszykować sobie do grobu, jakie buty, bluzki i kolory będą w tych okolicznościach odpowiednie. Porównując ze sobą wady i zalety dębowych i sosnowych trumien, martwią się tym, czy zostaną pochowani w dostatecznie suchej ziemi.
Jeżeli skupimy się na bezpośredniej interpretacji treści ich wypowiedzi, będziemy musieli przyznać, iż praktycznie w całości wynikają one ze złudzeń poznawczych, racjonalizacji, przesadzonych uogólnień i instynktownej autoperswazji. Chociaż szczerze wierzą oni w swoje słowa, ich przekonania są po prostu fałszywe.
Niewielu ludzi zna śmierć: znosi ją zazwyczaj nie z odwagi, ale z tępoty i ze zwyczaju; większość ludzi umiera, bo nie może temu zapobiec.
François La Rochefoucauld
Nie to jest jednak tutaj najważniejsze. W oczy rzuca się przede wszystkim fakt, że bohaterowie filmu Szumowskiej potrafią niemal w pełni odfilozoficznić śmierć, skutecznie pozbawić ją prawdziwej metafizycznej głębi. Chodzimy na pogrzeby, bo chcemy, żeby potem ktoś przyszedł do nas – wyznaje pewna kobieta. Nie zdając sobie sprawy, że po śmierci nie będzie już żadnego nas czy mnie, ponieważ oznacza ona dla nas absolutny kres wszechrzeczy, bohaterka zdradza, iż myśli o niej w czysto ludzkich kategoriach. Wydaje się, że w tym przypadku śmierć nie jest bramą, przez którą do ludzkiego życia wkracza metafizyka, lecz furtką zamkniętą na klucz.
Nie ulega wątpliwości, że idea śmierci wiecznie wyślizguje nam się z rąk. Nawet jeśli uznajemy religijne wizje życia pozagrobowego, wciąż nie powinniśmy traktować jej jako zwykłej przeprowadzki, której będziemy w stanie przyglądać się z góry.
Co istotne, wiele osób nie rozumie nawet swojego niezrozumienia śmierci. Zastępując je zabobonną, naiwną protezą rozumienia, wyobraża ją sobie tak, jakby wspomniane mnie zachowywało po niej jeszcze jakiś sens. Gdy w tym świetle na nią spojrzymy, łatwo wyjdzie na jaw, że śmierć zwykle nie wprowadza do naszego świata ani krzty metafizyki, a człowiek nie jest istotą w naturalny sposób skłaniającą się ku filozofowaniu (jak sądził Arystoteles), lecz potrafiącą skutecznie odfilozoficzniać nawet najbardziej zagadkowe aspekty istnienia.
Prawda zabobonności
Wsłuchując się w wypowiedzi bohaterów filmu A czego tu się bać?, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w jakimś stopniu znają oni śmierć. Musząc żegnać się z bliskimi, radzić sobie z żalem i cierpieniem, dostrzegają oni jej powagę. Zważywszy na to, że doświadczenie śmierci nie jest doświadczeniem szytym na ludzką miarę, a próby wnikania w jego naturę mogłyby rozsadzić naszą wrażliwość, być może obcowanie ze śmiercią wymaga, aby w pewnej mierze je stępić, wygładzić i uprzystępnić.
Słońcu ani śmierci nie można patrzeć prosto w oczy.
François La Rochefoucauld
Chociaż idea śmierci, o której rozmyślają mieszkańcy wsi, pływa w morzu zabobonności, kryje ona w sobie jakąś prawdę. Z tego punktu widzenia pierwsze stwierdzenie La Rochefoucalda nie wydaje mi się w pełni przekonujące. Inaczej jest jednak z drugim. Jeżeli ludzkie wyobrażenia na temat śmierci przypominają planety okrążające słońce, bez wątpienia znajdują się one na różnych orbitach. Nawet jeżeli nie potrafimy bezpośrednio na nie spojrzeć, wyczuwamy jednak siłę jego grawitacji. Chociaż może być ona słabsza lub silniejsza, w pewnym sensie podtrzymuje dynamikę naszej egzystencji.
François La Rochefoucauld (1613-1680)
XVII-wieczny francuski mistrz aforyzmu filozoficznego, książę, potomek jednego z najznamienitszych rodów Francji. Jego życie dzieliło się na udział w wojnach i dworskich intrygach. Maksymy i rozważania moralne to przenikliwe, zwięzłe przemyślenia, które stanowią owoc doświadczeń całego życia. Dążąc do perfekcji w pracy nad aforyzmami, myśliciel wytrwale je poprawiał. Filozof, który demitologizuje miłość, rozum i społeczeństwo, wskazując na hipokryzję, egoizm, słabość i próżność rządzące ludzkim światem.
Źródła: 1. François La Rochefoucauld, Maksymy i rozważania moralne, przeł. T. Boy-Żeleński, Wyd. Marek Derewiecki, Kęty 2010, s. 27-28. 2. IMDB [zdjęcie].